piątek, 2 października 2015

X Pola Chwały 2015



W miniony weekend w podkrakowskich Niepołomicach, na zamku, odbyły się, jak co roku, Pola Chwały. Wśród wielu atrakcji był konwent gier planszowych… Do Niepołomic wybraliśmy się razem z Namkiem/Barto.
Piątkowe rozgrywki, więcej zdjęć z konwentu https://picasaweb.google.com/109898417195590218401/XPolaChwaY2015Planszowki
Na imprezie udało mi się rozegrać dwa razy Marengo 1800 z Decision Games. Najpierw w piątek z leliwą, graliśmy chyba z 3,5 godziny, ale dla leliwy był to debiut, poza tym dyskusje nad Sukcesorami skutecznie zagłuszały nawet własne myśli ;). Następnie w sobotę zagrałem w grę z Zygfrydem, tutaj poszło już szybciej, chyba 2 godziny były potrzebne. W obu przypadkach graliśmy na zasady Quick Play. Wrażenia? Leliwa nie był przekonany, dosyć nietypowe zasady zrobiły swoje, ale też nie czułem, żeby był jakoś bardzo negatywnie nastawiony po rozgrywce. Zygfrydowi nie podobało się przeganianie tyralierą kawalerii (przy rozkazie skirmish dla piechoty kawaleria zazwyczaj musi się wycofać, co powoduje konieczność jej przegrupowania w kolejnym etapie). Oba starcia zakończyły się remisem.
Ostatni etap rozgrywki z leliwą w Marengo 1800, więcej na https://picasaweb.google.com/109898417195590218401/Marengo180002
Z mojej perspektywy… gra na Quick Play już nie zrobiła takiego wrażenia jak małe scenariusze w tym systemie. Ciężko się przyzwyczaić do przepisów związanych z kawalerią, do „luźnych skrzydeł”. Ale z drugiej strony… Grę można spokojnie rozegrać w dwie godziny. Szarże kawaleryjskie, i to sporo, były, co udowodniło starcie z Zygfrydem. Gra jest bardzo nastawiona na remis. Aby wygrać, trzeba zaryzykować. I tak po zdobyciu Marengo (co chyba zawsze musi nastąpić) Austriacy mogą albo zatrzymać się i grać na remis, albo rzucić się za „wypchniętymi” z Marengo Francuzami. Ta druga opcja powoduje jednak, że Austriak zostawia w tyle swój główny atut, potężną artylerię, która jednak rusza się o 1 heks na etap. Pułki/brygady austriackiej piechoty są o połowę wolniejsze od francuskich, co zapewne skończy się i wynikiem historycznym rozgrywki. Przy kolejnej rozgrywce grając Austrią musze zaryzykować zdecydowany atak na Francuzów…
Ostatni etap rozgrywki z Zygfrydem, więcej na https://picasaweb.google.com/109898417195590218401/Marengo180003
W piątkowy bardzo późny wieczór zaczęliśmy rozkładać z leliwą grę Stonewall's Sword, czyli bitwę pod Cedar Mountain 1862. Zagraliśmy jeden etap, kontynuowaliśmy w sobotę do południa. Gra jest „bardzo” losowa. M.in. żeby aktywować brygadę, trzeba wyrzucić na K6 wartość symbolizującą umiejętności dowódcy. Konfederaci, którymi grałem, mają 3 dowódców dywizji i Stonewell’a, który dopiero musi dotrzeć na planszę, ale nie wiemy, kiedy dokładnie na mapę dotrze. W pierwszym etapie mój jedyny dowódca w wyniku zdarzeń losowych został ranny, chociaż na planszy nie toczyły się żadne walki. Aby ruszyć czymkolwiek musiałem wyrzucić 1 na K6… W piątym etapie Stonewell został poinformowany o bitwie i… w wyniku wydarzenia losowego ranny… W siódmym etapie chyba Hill został ranny w wyniku podobnego wydarzenia… Nie mogłem się praktycznie niczym ruszyć na planszy, graliśmy już chyba z 5 godzin… połowa etapów… Postanowiłem poddać grę, lubię grać, ale nie lubię sadomasochizmu… ;)
Musze zaznaczyć, że gra bardzo podoba się leliwie i Zygfrydowi. Ale z mojej perspektywy i porównując ją do Twin Peaks GMT. Mamy małą mapkę, niewiele żetonów, człowiek spodziewa się szybkiej rozgrywki. A tu prawdopodobnie trzeba siedzieć 5-10 godzin, czyli porównywalnie do tej samej bitwy w Twin Peaks z systemu GBACW. Na planszy dzieje się niewiele. Unia atakuje na swoim prawym skrzydle, Konfederacja się broni, później kontratak. Dużo strzelania artylerią. Ogólnie też jest mało ruchu, bo żeby się ruszyć trzeba wyrzucić odpowiedni wynik na K6. Losowość jest ogromna. Rozumiem taką losowość w grze, którą można rozegrać w 1-2 godziny, ale powyżej 5 godzin… Przepisy też nie wydawały się jakieś wyjątkowo proste, leliwa bardzo często musiał je wertować. Oryginalna była tabelka walki, właściwie to dwie, najpierw rzut atakującego, później rzut obrońcy jak sobie poradzi… Ten drugi rzut na morale, ale znowu morale trzeba było porównywać z tabelką… Trochę to przekombinowane.

Ogólnie gra robi wrażenie małej, prostej i szybkiej, ale jest to złudne. Mechanika nie jest zła, ale mając porównanie do systemów GBACW, Glory czy Musket and Saber do mnie nie przemówiła. Jak ktoś lubi niespodzianki, to polecam ;).

W sobotę wieczór i niedzielny poranek rozegrałem z Konradem kilka pierwszych etapów z bitwy Lutter am Barenberge 1626 w systemie Musket and Pike. Bardzo ciekawa bitwa, Duńczycy ustawili się bardzo nietypowo, zamiast prawe skrzydło, centrum, lewe skrzydło, była pierwsza, druga i trzecia linia. Historycznie przez to ponieśli porażkę. Na planszy jednak grając katolikami najpierw zaatakowałem odważnie na swoim prawym skrzydle. Rozniosłem kilka pułków protestanckich… I nie wyrzuciłem kontynuacji mimo obecności Tillego… Konrad podciągnął siły i dalszy atak był zablokowany. W kolejnym etapie trzeba było zmienić rozkaz, nie udało się… Kontynuacji też nie. Jeszcze jednak nie „wlazłem” czołowo na piechotę. W trzecim etapie ponownie nie udało się zmienić rozkazu ani wyrzucić kontynuacji… Tilly wstał chyba lewą nogą. Za to Konrad przeszedł do kontrataku, rzucił dwie jednostki na Tillego, który miał wspierać dowodzenie na tym odcinku i… wyeliminował go. Praktycznie było po prawym skrzydle katolickim. 
Lutter am Barenberge 1626, etap w którym przerwaliśmy rozgrywkę, więcej na https://picasaweb.google.com/109898417195590218401/LutterAmBarenberge1626#6199497474570333746
W międzyczasie zaatakowałem kawalerią też na lewym skrzydle. Tutaj miałem więcej szczęścia. Rozbiłem protestancką kawalerię. Niestety jednostki się zmieszały i trzeba było się przegrupować, w międzyczasie Konrad podszedł ze swoimi jednostkami i rzucił się do ataku. Ale w jednym miejscu udało mi się wycofać przed piechotą, a atak kawalerii protestanckiej zakończył się jej eliminacją, moje skrzydło uratowało się, dalsza gra miała sens. W tym momencie z braku czasu skończyliśmy. Na punkty przegrywałem z kretesem, ale była jeszcze szansa na odwrócenie losów bitwy. Całe moje silne centrum jeszcze nie walczyło, czekałem również na manewr flankujący wojsk hiszpańskich (5 jednostek kawalerii).

Chyba najbardziej miodna moja rozgrywka na tegorocznych Polach Chwały. Konrad mimo wygranej na punkty, zamiast przejść do obrony stwierdził, że wygra jak mnie całkiem przegoni z planszy zanim przyjdą Hiszpanie, także gotował się do wielkiego ataku. System, tak krytykowany, pokazał wielki pazur, ale grały w niego osoby, które zamiast cały czas nabijać się i narzekać na to i owo (nawet leliwę przegoniliśmy chyba w pewnym momencie) grały w grę z przyjemnością, mając pełną świadomość mankamentów systemu.
W niedzielę udało mi się poznać autora gry Rok 1920, a także zagrać z nim w scenariusz Wiosna 1920. Chociaż grą ciężko to było nazwa, raczej krwawą łaźnią sowiecką. Ja zbierałem baty na Ukrainie, leliwa walczył na północy. Po pierwszych dwóch etapach na Ukrainie, jeżeli grający Polakami „łapie” jednostki sowieckie (tak, aby nie były one odwodami), z ruskich zostają dosłownie strzępy. Inna kwestia, czy to jest takie historyczne? Fajnie było zagrać z autorem, fajnie było poobserwować jak zachowuje się w tej grze na planszy. Liczę na REWANŻ!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz