W miniony weekend w
podkrakowskich Niepołomicach, na zamku, odbyły się, jak co roku, Pola Chwały.
Wśród wielu atrakcji był konwent gier planszowych… Do Niepołomic wybraliśmy się
razem z Namkiem/Barto.
Piątkowe rozgrywki, więcej zdjęć z konwentu https://picasaweb.google.com/109898417195590218401/XPolaChwaY2015Planszowki |
Na imprezie udało mi się
rozegrać dwa razy Marengo 1800 z Decision Games. Najpierw w piątek z leliwą,
graliśmy chyba z 3,5 godziny, ale dla leliwy był to debiut, poza tym dyskusje
nad Sukcesorami skutecznie zagłuszały nawet własne myśli ;). Następnie w sobotę
zagrałem w grę z Zygfrydem, tutaj poszło już szybciej, chyba 2 godziny były
potrzebne. W obu przypadkach graliśmy na zasady Quick Play. Wrażenia? Leliwa
nie był przekonany, dosyć nietypowe zasady zrobiły swoje, ale też nie czułem,
żeby był jakoś bardzo negatywnie nastawiony po rozgrywce. Zygfrydowi nie
podobało się przeganianie tyralierą kawalerii (przy rozkazie skirmish dla
piechoty kawaleria zazwyczaj musi się wycofać, co powoduje konieczność jej przegrupowania
w kolejnym etapie). Oba starcia zakończyły się remisem.
Ostatni etap rozgrywki z leliwą w Marengo 1800, więcej na https://picasaweb.google.com/109898417195590218401/Marengo180002 |
Z mojej perspektywy… gra
na Quick Play już nie zrobiła takiego wrażenia jak małe scenariusze w tym
systemie. Ciężko się przyzwyczaić do przepisów związanych z kawalerią, do
„luźnych skrzydeł”. Ale z drugiej strony… Grę można spokojnie rozegrać w dwie godziny.
Szarże kawaleryjskie, i to sporo, były, co udowodniło starcie z Zygfrydem. Gra
jest bardzo nastawiona na remis. Aby wygrać, trzeba zaryzykować. I tak po
zdobyciu Marengo (co chyba zawsze musi nastąpić) Austriacy mogą albo zatrzymać
się i grać na remis, albo rzucić się za „wypchniętymi” z Marengo Francuzami. Ta
druga opcja powoduje jednak, że Austriak zostawia w tyle swój główny atut,
potężną artylerię, która jednak rusza się o 1 heks na etap. Pułki/brygady
austriackiej piechoty są o połowę wolniejsze od francuskich, co zapewne skończy
się i wynikiem historycznym rozgrywki. Przy kolejnej rozgrywce grając Austrią
musze zaryzykować zdecydowany atak na Francuzów…
Ostatni etap rozgrywki z Zygfrydem, więcej na https://picasaweb.google.com/109898417195590218401/Marengo180003 |
W piątkowy bardzo późny
wieczór zaczęliśmy rozkładać z leliwą grę Stonewall's Sword, czyli bitwę pod
Cedar Mountain 1862. Zagraliśmy jeden etap, kontynuowaliśmy w sobotę do
południa. Gra jest „bardzo” losowa. M.in. żeby aktywować brygadę, trzeba
wyrzucić na K6 wartość symbolizującą umiejętności dowódcy. Konfederaci, którymi
grałem, mają 3 dowódców dywizji i Stonewell’a, który dopiero musi dotrzeć na
planszę, ale nie wiemy, kiedy dokładnie na mapę dotrze. W pierwszym etapie mój
jedyny dowódca w wyniku zdarzeń losowych został ranny, chociaż na planszy nie
toczyły się żadne walki. Aby ruszyć czymkolwiek musiałem wyrzucić 1 na K6… W
piątym etapie Stonewell został poinformowany o bitwie i… w wyniku wydarzenia
losowego ranny… W siódmym etapie chyba Hill został ranny w wyniku podobnego
wydarzenia… Nie mogłem się praktycznie niczym ruszyć na planszy, graliśmy już
chyba z 5 godzin… połowa etapów… Postanowiłem poddać grę, lubię grać, ale nie
lubię sadomasochizmu… ;)
Stonewall's Sword - rozstawienie początkowe, więcej na https://picasaweb.google.com/109898417195590218401/StonewallSSwordCedarMountain1862#6199500588901311970 |
Musze zaznaczyć, że gra
bardzo podoba się leliwie i Zygfrydowi. Ale z mojej perspektywy i porównując ją
do Twin Peaks GMT. Mamy małą mapkę, niewiele żetonów, człowiek spodziewa się
szybkiej rozgrywki. A tu prawdopodobnie trzeba siedzieć 5-10 godzin, czyli
porównywalnie do tej samej bitwy w Twin Peaks z systemu GBACW. Na planszy
dzieje się niewiele. Unia atakuje na swoim prawym skrzydle, Konfederacja się
broni, później kontratak. Dużo strzelania artylerią. Ogólnie też jest mało
ruchu, bo żeby się ruszyć trzeba wyrzucić odpowiedni wynik na K6. Losowość jest
ogromna. Rozumiem taką losowość w grze, którą można rozegrać w 1-2 godziny, ale
powyżej 5 godzin… Przepisy też nie wydawały się jakieś wyjątkowo proste, leliwa
bardzo często musiał je wertować. Oryginalna była tabelka walki, właściwie to
dwie, najpierw rzut atakującego, później rzut obrońcy jak sobie poradzi… Ten
drugi rzut na morale, ale znowu morale trzeba było porównywać z tabelką… Trochę
to przekombinowane.
Ogólnie gra robi wrażenie
małej, prostej i szybkiej, ale jest to złudne. Mechanika nie jest zła, ale
mając porównanie do systemów GBACW, Glory czy Musket and Saber do mnie nie
przemówiła. Jak ktoś lubi niespodzianki, to polecam ;).
W sobotę wieczór i
niedzielny poranek rozegrałem z Konradem kilka pierwszych etapów z bitwy Lutter
am Barenberge 1626 w systemie Musket and Pike. Bardzo ciekawa bitwa, Duńczycy
ustawili się bardzo nietypowo, zamiast prawe skrzydło, centrum, lewe skrzydło,
była pierwsza, druga i trzecia linia. Historycznie przez to ponieśli porażkę.
Na planszy jednak grając katolikami najpierw zaatakowałem odważnie na swoim
prawym skrzydle. Rozniosłem kilka pułków protestanckich… I nie wyrzuciłem
kontynuacji mimo obecności Tillego… Konrad podciągnął siły i dalszy atak był
zablokowany. W kolejnym etapie trzeba było zmienić rozkaz, nie udało się…
Kontynuacji też nie. Jeszcze jednak nie „wlazłem” czołowo na piechotę. W
trzecim etapie ponownie nie udało się zmienić rozkazu ani wyrzucić kontynuacji…
Tilly wstał chyba lewą nogą. Za to Konrad przeszedł do kontrataku, rzucił dwie
jednostki na Tillego, który miał wspierać dowodzenie na tym odcinku i…
wyeliminował go. Praktycznie było po prawym skrzydle katolickim.
Lutter am Barenberge 1626, etap w którym przerwaliśmy rozgrywkę, więcej na https://picasaweb.google.com/109898417195590218401/LutterAmBarenberge1626#6199497474570333746 |
W międzyczasie
zaatakowałem kawalerią też na lewym skrzydle. Tutaj miałem więcej szczęścia.
Rozbiłem protestancką kawalerię. Niestety jednostki się zmieszały i trzeba było
się przegrupować, w międzyczasie Konrad podszedł ze swoimi jednostkami i rzucił
się do ataku. Ale w jednym miejscu udało mi się wycofać przed piechotą, a atak
kawalerii protestanckiej zakończył się jej eliminacją, moje skrzydło uratowało
się, dalsza gra miała sens. W tym momencie z braku czasu skończyliśmy. Na punkty
przegrywałem z kretesem, ale była jeszcze szansa na odwrócenie losów bitwy. Całe
moje silne centrum jeszcze nie walczyło, czekałem również na manewr flankujący
wojsk hiszpańskich (5 jednostek kawalerii).
Chyba najbardziej miodna
moja rozgrywka na tegorocznych Polach Chwały. Konrad mimo wygranej na punkty,
zamiast przejść do obrony stwierdził, że wygra jak mnie całkiem przegoni z
planszy zanim przyjdą Hiszpanie, także gotował się do wielkiego ataku. System,
tak krytykowany, pokazał wielki pazur, ale grały w niego osoby, które zamiast
cały czas nabijać się i narzekać na to i owo (nawet leliwę przegoniliśmy chyba
w pewnym momencie) grały w grę z przyjemnością, mając pełną świadomość
mankamentów systemu.
Wiosna 1920, koniec pierwszego etapu, więcej na https://picasaweb.google.com/109898417195590218401/Wiosna1920#6199501709517438418 |
W niedzielę udało mi się
poznać autora gry Rok 1920, a także zagrać z nim w scenariusz Wiosna 1920.
Chociaż grą ciężko to było nazwa, raczej krwawą łaźnią sowiecką. Ja zbierałem
baty na Ukrainie, leliwa walczył na północy. Po pierwszych dwóch etapach na
Ukrainie, jeżeli grający Polakami „łapie” jednostki sowieckie (tak, aby nie
były one odwodami), z ruskich zostają dosłownie strzępy. Inna kwestia, czy to
jest takie historyczne? Fajnie było zagrać z autorem, fajnie było poobserwować
jak zachowuje się w tej grze na planszy. Liczę na REWANŻ!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz