poniedziałek, 7 marca 2016

Niech wygra ten, kto lepiej rzuca kostką - VII Podwawelskie Spotkanie z Grą Historyczną i Strategiczną

W minioną sobotę tradycyjnie wybrałem się na krakowski konwent organizowany przez Samuela. Umówiony byłem na rozgrywki z RyTo i Konradem. Spontanicznie na konwencie pojawił się też Saw11 o godzinie 16.45, który dowiedział się o nim ode mnie chyba około godziny 11tej.
Zdjęcie z rozgrywek, więcej na https://picasaweb.google.com/109898417195590218401/VIIPodwawelskieSpotkanieZGraHistorycznaIStrategiczna
Pierwsza rozgrywka z RyTo w Bosworth 1485 [Blood and Roses] trwała około półtorej godziny. Ja zagrałem Lancasterami, RyTo Yorkami. Oczywiście łucznicy szaleli, ale w końcu można sobie było poszarżować kawalerią. Co tu dużo pisać - fajna, szybka, nawet manewrowa bitwa w tym systemie, szkoda, że nie pograliśmy dłużej. Pod koniec gry rzuty ewidentnie mi nie sprzyjały, ciągiem udany rzut RyTo na śmierć wodza, udany rzut RyTo na ucieczkę skrzydła i na koniec mój nieudany rzut na przegraną (tylko w przypadku wyrzucenia 9, co oczywiście wyrzuciłem). Ale pod koniec dnia statystyka rzutów kostką, jak się miało okazać, była dla mnie łaskawa, o czym później…
Bosworth 1485, sytuacja pod koniec starcia, więcej na https://picasaweb.google.com/109898417195590218401/Bosworth148502
Następnie rozłożyliśmy z RyTo „rydwany” z GBoH, czyli ponoć „bitwy, których nie było”. Bitwa pod Astarpa River 1312 p.n.e. pomiędzy Hetytami króla Mursilisa II, którymi dowodziłem, a ludem Arzawa z księciem na czele Piyama-Kurunta – RyTo. Tutaj manewrów było aż za dużo, można było sobie pojeździć rydwanami jak samochodem po płycie lotniska ;). Nasza rozgrywka trwała 2 i pół godziny i wykazała wyższość ciężkich rydwanów Hetytów nad ciężkozbrojnymi ludu Arzawa. Król Mursilis II niezbyt jednak cieszył się wygraną, ponieważ miał świadomość, iż podpowiadał mu książę Piyam-Kurunt lepiej znający przepisy ;). Bardzo lubię manewrowe gry, także po rozgrywce nie narzekałem. Odnoszę jednak wrażenie, że system aktywacji jest przekombinowany… Z chęcią wrócę do tego tytułu
Astarpa River 1312 B.C., początkowe manewry, więcej na https://picasaweb.google.com/109898417195590218401/AstarpaRiver1312BC
W drugiej połowie sobotnich rozgrywek zasiadłem wraz z Konradem nad bitwą pod Stadtlohn 1623 [Saints in Armor], w której wojska protestanckie starają się ochronić i wycofać swój powolny tabor. Ja zagrałem wojskami katolickimi, natomiast Konrad protestantami. Od samego początku była to bitwa złych decyzji nad planszą (przynajmniej z mojej perspektywy, ale Konrad chyba też miał podobne odczucia). Grając katolikami, najpierw przyblokowałem się, przy okazji miałem też serię kiepskich rzutów. Następnie zamiast od razu wybrać miejsce ataku dla mojego skrzydła kawaleryjskiego, wahałem się pomiędzy atakiem w środku lub na moim prawym skrzydle i znowu się przyblokowałem. Następnie owym skrzydłem kawaleryjskim zaatakowałem w tylu miejscach, że wydawało się, iż braknie mi oddziałów do przebicia się w celu zdobycia taboru. Konrad przeszedł do kontrataku swoją kawalerią, wyglądało to wszystko źle dla mnie, aż do ostatniego starcia, w którym uczestniczyli nasi głównodowodzący i w którym właściwie „niechcący” udało mi się wyeliminować dowódcę protestanckiego, a następnie przedrzeć się tą jedną jednostką do niechronionego już taboru. Zagraliśmy jeszcze pół etapu, po którym Konrad poddał rozgrywkę. Nie skłamę, jeżeli powiem, że rozgrywka rozstrzygnęła się w jednym starciu, w którym akurat ja miałem szczęście przy rzutach kostką… Liczę jednak, że Konrad zrewanżuje mi się następnym razem, jak do tej pory w starciach w M&P 1:1 ;).
Stadtlohn 1623, sytuacja pod koniec starcia, więcej na https://picasaweb.google.com/109898417195590218401/Stadtlohn1623
W czasie, gdy ja walczyłem muszkietem i piką, Saw11 z RyTo grali w Fighting Formations. Poprosiłem RyTo o kilka słów, które wklejam poniżej:

W sobotę, w sposób spontaniczny i nieoczekiwany, dzięki wizytującemu graczowi spoza Krakowa, mogłem zapoznać się z grą "Fighting Formations". Coś, na co ostrzyłem sobie kostki od jakiegoś czasu. Wybór padł na wstępny scenariusz przedstawiający walki piechoty sowieckiej wspartej czołgami T-34/76B o zabudowania położone wzdłuż drogi. Niemcy nacierali z działami Stug III H, pionierami, grenadierami. Sowieci przegrali, za to gracze zyskali całkiem niezłą rozrywkę i emocjonujące wspomnienia (bombardowania, niemieccy snajperzy paraliżujący sowieckie dowodzenie, wysokie rzuty na atak i losowane żetony efektów ostrzału, które budziły wiele radości/smutku :) ). Oddziały radzieckiej piechoty zostały wybite w zażartej walce, zaś pozostałe czołgi T-34 nie liczyły już specjalnie na zdobycie budynków bez wsparcia piechoty.


Ciekawy system, a jako że lubię "Combat Commander" tego samego autora, wiele rozwiązań wydawało się znajomych. Dziękuję serdecznie - mam nadzieję, że jeszcze zagramy!
Fighting Formations, więcej na https://picasaweb.google.com/109898417195590218401/FightingFormations
Mam nadzieję, że na jesień ponownie Samuel zorganizuje konwent, który planuję odwiedzić. A może uda się nam spotkać na jakimś małopolsko-zagłębiowsko-śląskim spotkaniu?

1 komentarz:

  1. Zabawa była przednia. Nie grałem nigdy w ten scenariusz z "Blood & Roses", miałem natomiast niejasne przeświadczenie, że historyczny Ryszard poległ w tej bitwie. Ahistoryczny Ryszard miał więcej szczęścia, choć jego artyleria wybuchła przy pierwszej pokazowej próbie dania ognia (zaklinam się, trzy razy 0 na kości dziesięciościennej). Trzeba było łatać łucznikami i ręczną bronią palną.

    Skończyło się na stratach i załamaniu wrogiej armii (skrajny rzut, który oficjalnie zakończył rozgrywkę).

    Druga gra, "Chariots of Fire", była scenariuszem, jak się to zwie, niezbalansowanym. Pomarańczowym ciężko wygrać z niebieskimi (?). Przedłużające się starcie w centrum - rydwanów mojego przeciwnika przeciw mojej piechocie - niestety nie szło po mojej myśli. Wróg miał więcej rydwanów! No i aktywacje, ich kolejność, i kostka znowu zawiodła :)

    Trzecia partia wojenna (bo była jeszcze gra słowna z płcią piękną) - przeszedłem na Front Wschodni jako Sowieta. Zawsze chciałem zobaczyć "Fighting Formations" w akcji i właściwie się nie zawiodłem. Piszę "właściwie", ponieważ moje serce do "drugowojennych bitew o płotek" skradł jakiś czas temu inny tytuł. Nadal jednak lubię Chada Jensena i jego produkcje. Mapy są świetne i wierzę, że scenariusze dostępne w grze również dostarczają pozytywnych emocji :) Bardzo satysfakcjonująca gra, choć jako moje pierwsze żywe doświadczenie z tytułem - może zostać zaszufladkowane jako "szkoleniowa bitwa". Świetnie się bawiłem.

    OdpowiedzUsuń